Stary Jak niewiele ma do powiedzenia na dzisiejsze tematy. Zatrzymał się około pięćdziesiątego szóstego, kiedy ani telewizor, ani samochód, przynajmniej u nas nie stały się jeszcze powszechne. Mnie w pięćdziesiątym szóstym nie było nawet na świecie, zresztą tak samo jak w sześćdziesiątym ósmym i w siedemdziesiątym, patrząc tylko na ważniejsze oddechy historii. Zatem co niby ja mam wiedzieć o jego świecie? Chyba tylko tyle, że literatura też była do niczego - intelektualna, ideologiczna, albo rozrywkowa.
Wybieram owoce. Popieram słodkość, jaskrawość, przelewanie soków i kształty. Ani warzywo, ani mięso, ani nawet wypiek przaśny nie jest w stanie zwyciężyć z owocem. Gdy Ewa przekraczała ruchem swej ręki odległość jednego metra nie miała pojęcia, że zapoczątkowała nowy kierunek w sztuce nazwany później, dużo później, całkiem niedawno - performance art. Rozpoczęła ucztowanie wiedziona pokusą. Czy zrobiłaby to świadoma każdego zmysłu? Ruch ręki, jego fenomen już by wystarczył, aby nie sprzeciwić się właścicielowi ogrodu.
Od kiedy zwierzęta są chronione przez moralność, świat traci na patelniach, na znaczeniu. Wegetarianin nie doświadcza mistycznych ruchów gleju, wędrówek płynu rdzeniowo-mózgowego, kiedy słyszy jak boczek skwierczy. Odwieczny efemeryzm gastronomiczny, gdyby nie bieda i ubóstwo intelektualne, mógłby być katalogowany i w formie przystępnej, skrupulatnej, na poczet historii oddany. Wybitnie skwierczy ten absurd, zastanawiam się tylko czy oby to wybitnie, czy oby w porządku, czy aby wszystko fine.
Siedzę i rozmyślam sobie przy oknie. Głowa mnie rozbolała od krzyków, bo zdrowo pokrzyczeliśmy, choć nie wolno. Cisza nocna. Nad szarymi prostokątami dachów świeci jedna, jedyna gwiazda. Może gdybym zerwał ją z firmamentu i przyniósł Joannie do łóżka, uwierzyłaby, że nawet smarkacz lubi się czasami pokazać od tej dobrej strony.